poniedziałek, 4 marca 2013

DZIEŃ Z ŻYCIA WYCIĘTY, czyli kartka z kalendarza :))

Kolejny cudowny dzień/wieczór z wolna nabiera pędu, wybrałabym dziś stabilność, ciszę i łóżko... leżeć i robić NIC...mmmm...stan idealny i bardzo trudny do osiągnięcia.
Przez szparę między zasłonami przebija szare niebo, pokój idealnie skąpany jest w czerni...świat właśnie zwalnia, nie słychać zgiełku, aut i zabieganych ludzi... Tym bardziej moja walka z samym sobą jest tak bolesna, chwilami wręcz dramatyczna...wertuję w myślach plan dnia,w nadziei, że znajdę w nim jakąś lukę na dodatkowy relax... Schemat wyryty cyrklem w mojej głowie, znam go na pamięć, albo on zna mnie tak dobrze, że nie dale mi możliwości do walki ;) ...czy dam radę coś pominąć, tak oby choć na kilka chwil dłużej poleżeć sobie plackiem w łóżku...? Niestety....trzeba być silnym, a natychmiastowa mobilizacja i szybka kawa jest jedynym sposobem do wyczołgania się z łóżka.
Dopijając kawę szykuję kąpiel i tu pojawia się odwieczny problem, czym "podrasować wodę" sól do kąpieli, mleczko, czy może zapachowy proszek....o cholera, nie miała baba kłopotu to nakupowała sobie ;) Piję, zastanawiam się, grzebie w tych butelkach, puszkach, słojach...wącham i wącham, aż głowa pęka i w nosie kręci. Mammm, wybrałam dziś proszek/pyłek  w tonacji zapachowej balsamu do ciała, zgrany duet :) Kawa, kąpiel...mycie włosów (zawsze osobno, nad wanną- bo tak mi wygodniej i lepiej)...obowiązkowo odżywka...a później olejki wszelakie, dla zdrowia, blasku i piękna szczeciny ...suszenie i czesanie, nie lubię...  Nie znoszę wręcz rozczesywania i suszenia kłaków, do tego powinny być całe sztaby ludzi, profesjonalne ekipy, żeby zaoszczędzić nam kobietą czasu i zdrowia...
Następnie balsam do ciała...może dziś migdałowy, waniliowy z tej samej serii ukochałam sobie do rąk, pachnie jak deser i czasem obawiam się nawet, że przez sen wgryzę się we własna dłoń..heh ;) Teraz etap kolejny, prasowanie...mam jeszcze kawę, raczę się łyczkiem...mmm...uwielbiam kawusę:) Kiedy ciuszki są gotowe, siadam w łóżku po turecku i wyciągam cały sprzęt do tuningu- robiąc makijaż- to lubię, przerzucam kanały w tv albo oglądam film  i pracuję nad podzielnością uwagi :)) Sztuką wielką jest tuszować rzęsy i nie stracić wątku filmu, ale my kobiety mamy to we krwi....jesteśmy ideale, a co:))))
Teraz tylko buty, kurtka...perfumy- mmmm.... i komu w drogę temu czas....kiedy wszystko jest dopięte na ostatni guzik, lenistwo mija, jest ok:)) a może to kawa zaczyna działać, dodaje pędu i energii...hehe:))
Reasumując, ktoś musi pracować, by spać mógł ktoś...taka kolej rzeczy i takie życie:))

Śmigam, słodkich snów ...papapapapa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz