czwartek, 7 marca 2013

WOŁOWINA W WARZYWACH...KURZY SIĘ Z GARA AŻ MIŁO:)

Wolny czas jest idealny na ugotowanie czegoć pysznego, czegoś co musi długo się pitrasić i doprowadza zapachem, smakiem i wyglądem do ślinotoku :)
Dziś czas na wołowinę duszoną z warzywami...:)) Rezultat warty jest oczekiwania, aż w brzuchu burczy na samą myśl o obiadku...kurzy się z gara aż miło:))

Przygotowanie jest banalnie proste:
-pokrojone w kostkę i osuszone kawałki wołowiny podsmażamy na olivie z dodatkiem masła + pieprz, ulubione zioła i odrobina sosu Worcestershire- jeśli lubimy
-soli nie dodajemy na początku- oby mięso szybciej zmiękło!
-następnie, sporo cebuli pokrojonej w półkrążki (ilość- to rzecz gustu), kiedy jest rumiana, zalewamy wszystko wodą lub bulionem i dusimy...w domu już smacznie pachnie:)
-kiedy mięso jest prawie miękie, dodajemy pokrojoną w talarki marchewkę, wyciśnięty przez praskę czosnek i doprawiamy- unoszący się zapach jest spotęgowany przez czosnek i zioła...czysta poezja :)
-pod koniec dodajemy więcej barw, smaku i witamin: groszek cukrowy i kolorową paprykę...kukurydzę, pieczarki- wszystko co lubimy:))

Jemy z ziemniakami, ryżem, kaszą, chlebem...wybór jest dowolny, zawsze będzie smacznie:))

OLIVE & THYME- European Linen Collection- AKCESORIA PALCE LIZAĆ:)

 
 
Niezwykle miła dla oka i praktyczna w kuchni, drewniana kolekcja akcesoriów kuchennych...estetyczne i misterne wykonanie, ładny nasycony kolor, ciekawy kształt i forma- zatrzymują uwagę, a sympatyczna cena, również zachęca do zakupu...produkty są przewiązane słomkowym sznurkiem z biało-zieloną papierową plakietką... takie swojskie, takie natutalne, tylko brać ;) Drewniane cuda zdobią półki Tkmaxx-u  i kuszą:)
No i jak tu sobie odmówić, kiedy w kuchni wszystko się przyda :))) Skusiłam się na "widelce"- łapki do mieszania i serwowania sałaty/surówki, oraz stojak na książkę kucharską lub zeszyt z przepisami:))
Marzy mi się również jakaś deska do krojenia z tej serii...piękne są, mają fikuśne kształty...mmmm:))

NEW YORK, LONDON, PARIS...lampiony, neony i inne błyskotki:))

Nie tylko na Święta, nie tylko na choinkę- KOLOROWE NEONY/LAMPKI mogą stanowić ciekawy dodatek dziecięcego pokoju...stanowią znakomity element dekoracyjny i świetlny...ciekawy nadruk, tęczowe kolory- które zmieniają się i prezentują świetnie każdego wieczoru...miło, sympatycznie i ładnie:)
Warto wyszukiwać takie "perełki" w posezonowych wyprzedażach...moje kosztowały 1/3 rzeczywistej ceny, a efekt jest wart milion dolarów..hehe

WIOSENNA DEKORACJA ZA GROSIK, czyli jak zrobić coś z niczego:))

W kilka chwil możemy zrobić ozdobę do naszego domu...potrzebna jest jedynie odrobina czasu i chęci:)) Moja dekoracja ma już kilka dobrych lat, a wygrzebana z szuflady nadal budzi uśmiech na buzi i przywołuje miłe wspomnienia:))

Co jest potrzebne:
*cieniutkie gałązki, które tniemy/łamiemy na równe kawałki
*słoma- ta używana w kwiaciarni
*ozdobne spinacze

:)) Minimalny wkład, a efekt całkiem miły i sympatyczny dla oka :))


środa, 6 marca 2013

WYPRAWA PO KRZAKA ;) :))

 
Idą, idą...pędzą Święta :))
Kolorowe jak cukierki misternie zdobione pisanki, drewniane słodkie kurczaczki i fikuśne zajączki, wszystko na ślicznych tasiemkach, gotowe do zawieszenia, gotowe do dyndania, upiększania, idealna ozdoba Wielkanocnego domu- ale co, jak zdatnego badyla w domu brak.... :))
Szybka mobilizacja, natychmiastowa decyzja, trampki na nogi i smycz w dłoń...akcja zorganizowana, wyprawa po krzaka! :))
Nadzieja w sercu, wyostrzony wzrok, krok za krokiem, krok po kroku, kilometr po kilometrze...i co- i klops, godzinę później, dwa parki i kilka ulic dalej plany runęły, nawet mizernej gałązki nie było :/
...ni patyka,  ni badyla, drąga...hehe...nic a nic :)
Tylko trawa i wyszczyrzone od linijki misternie żywopłoty :/

Jaki z tego morał- prędzej sobie krzaka narysuję, niż go znajdę :))) hehe....


wtorek, 5 marca 2013

PĘDZLE DO MAKIJAŻU.. MAKEUP BRUSHES..GADŻETY KOBIETY/ ZMALOWANY TEMAT:)

Pędzle- niezmiernie ułatwiają życie i sprawiają, że wykonywanie makijażu staje się przyjemnością...Od dawien dawna stanowią nieodzowny element mojej toaletki, kolekcja rośnie..testuję, próbuję...wszak makijaż nie musi być złem koniecznym, ale może być doskonałą zabawą ;) Dzięki pędzlom makijaż wygląda i prezentuje się świeżo, precyzyjnie i bardzo naturalnie...

Oto moje pędzle, podzielone na grupy:

Pędzle do podkładów płynnych-  mają krótki i zbity włos...zaokrąglone, ścięte lub skośne główki.... pędzle typu "skunks", nie są moimi faworytami, mimo, iż wiele dziewczyn je ubustwia w kwestii płynnych podkładow... nie są zbite, brak im objętości i odnoszę wrażenie, że produkt zostaje w pędzlu, a na buzi smugi..hmmm ;) 


Pędzelki do korektora- pomagają doskonale zatuszować problematyczne miejsca, takie jak sińce pod oczami, zaczerwienienia, plamki na skórze, blizny, zmiany trądzikowe...itd.

Pędzle do pudrów sypkich i prasowanych- pozwalają dokładnie i szybko zmatowić skórę. Jeśli lubi efekt lekkiego matu- wybierz dużego "puchacza", natomiast jeżeli wolisz skorę bez nuty połysku czyli silny mat- mniejszy pędzej będzie doskonały.
 
Pędzle do brązera- czyli, maleństwa do zadań specjalnych:)) Dwa okazy, ten sam kształt, rożna wielkość....pozwalają nam precyzyjnie wykonturować twarz, dodać jej zdrowego słonecznego brązu i zatuszować niedoskonałości, takie jak zbyt duży nos, podwójny podbródek ,czy też pucate policzki...
 
Pędzle do różu- bardzo delikatne, aplikowany nimi produkt wygląda niezwykle naturalnie, a skóra zdrowo i promiennie. Kiedyś miałam wrażenie, że używanie różu sparawi, że będę wyglądała jak takowa ruska drewniana baba, co to jedna w drugiej siedzi, taka Matrioszka..że policzki będą wyglądały jak dwa buraki, nic z tych rzeczy...pędzle przekonały mnie do stosowania różu.
 
Pędzle do cieni- czyli ekipa do zadań specjalnych, różne kształty pozwalają nam szaleć z cieńiem na oku, jak Picasso pędzlem na płótnie :)
 
*oczywiście warto pamiętać o dokładnej i częstej higienie naszego sprzętu, dla wygody i naszego bezpieczeństwa...
Nie trzeba posiadać trzydziestu pędzli, na początek warto z każdego zestawu mieć jeden...skompletować niezbędnik i wypróbować na własnej skórze, czy warto powiekszyć kolekcję:))
 
 
 

ŻEL NORMADERM VICHY I SZMATKA MUŚLINOWA- ZWIĄZEK IDEALNY:))

Właśnie mój żel do mycia buzi sięgnął dna, pędem pobiegłam wygrzebać z szuflady kolejny, w takich chwilach człowiek docenia "zapasy". :)
Zresztą, dobra promocja napędza w nas chęć posiadania... wszak, okazje nie trafiają się każdego dnia, a promocje w stylu kup 3 produkty- płać za 2, są miłe dla oka i portfela:)  lepiej mieć naddatek, niż niedostatek...heh...lepiej mieć, niż nie, a w głowie zawsze jest ta myśl- A jeśli nam zabraknie?!... no i kupujemy...natura ludzka ;)

Reasumując, żel do mycia twarzy Normaderm z Vichy w połączeniu ze ściereczką muślinową, jest od ponad dwóch lat moim numerem 1.
Bogaty skład produktu sprawia, że skóra wygląda fenomenalnie każdego dnia, w połączeniu ze szmatką z muślinu jego działanie jest spotęgowane, a twarz delikatna i gładziutka jak pupa niemowlaka.
Moje rzeczywiste odczucia:
*doskonale i głęboko oczyszcza, oraz walczy z niedoskonałościami i zaskórnikami
*zwęża pory i wygładza skórę
*pomaga przy zbyt intensywnym wytwarzaniu sebum i reguluje błyszczenie
*doskonale się pieni
*pięknie, świeżo pachnie
*jest niesamowicie wydajny(butelka starcza mi na 3-4 miesiąca, przy stosowaniu rano i wieczorem)
*doskonale usuwa makijaż!
*nie podrażnia
*nie ściąga
*hypoalergiczny
*nie zawiera mydła
*idealny do codziennej pielęgnacji
*ma świetny skład
*opakowanie- pompka- super wygodne!

 
Produkt buty wiąże i usuwa ciąże...hehe, ale...ale, wielką rolę w całym procesie piękna i idealnej skóry- odgrywa szmatka muślinowa! Jest ona wykonana w 100% z bawełny, a swoje fenomenalne działanie zawdzięcza unikalnemu splotowi włókien. Delikatna, ale bardzo skuteczna w swoim działaniu, usuwa martwy naskórek, masuje i pobudza naszą skórę do odnowy, działa jak peeling.
Dwa wymienione produkty stanowią bardzo zgrany duet i są w 100% godne polecenia:))
Oby nie żałować, warto spróbować :)))

poniedziałek, 4 marca 2013

DZIEŃ Z ŻYCIA WYCIĘTY, czyli kartka z kalendarza :))

Kolejny cudowny dzień/wieczór z wolna nabiera pędu, wybrałabym dziś stabilność, ciszę i łóżko... leżeć i robić NIC...mmmm...stan idealny i bardzo trudny do osiągnięcia.
Przez szparę między zasłonami przebija szare niebo, pokój idealnie skąpany jest w czerni...świat właśnie zwalnia, nie słychać zgiełku, aut i zabieganych ludzi... Tym bardziej moja walka z samym sobą jest tak bolesna, chwilami wręcz dramatyczna...wertuję w myślach plan dnia,w nadziei, że znajdę w nim jakąś lukę na dodatkowy relax... Schemat wyryty cyrklem w mojej głowie, znam go na pamięć, albo on zna mnie tak dobrze, że nie dale mi możliwości do walki ;) ...czy dam radę coś pominąć, tak oby choć na kilka chwil dłużej poleżeć sobie plackiem w łóżku...? Niestety....trzeba być silnym, a natychmiastowa mobilizacja i szybka kawa jest jedynym sposobem do wyczołgania się z łóżka.
Dopijając kawę szykuję kąpiel i tu pojawia się odwieczny problem, czym "podrasować wodę" sól do kąpieli, mleczko, czy może zapachowy proszek....o cholera, nie miała baba kłopotu to nakupowała sobie ;) Piję, zastanawiam się, grzebie w tych butelkach, puszkach, słojach...wącham i wącham, aż głowa pęka i w nosie kręci. Mammm, wybrałam dziś proszek/pyłek  w tonacji zapachowej balsamu do ciała, zgrany duet :) Kawa, kąpiel...mycie włosów (zawsze osobno, nad wanną- bo tak mi wygodniej i lepiej)...obowiązkowo odżywka...a później olejki wszelakie, dla zdrowia, blasku i piękna szczeciny ...suszenie i czesanie, nie lubię...  Nie znoszę wręcz rozczesywania i suszenia kłaków, do tego powinny być całe sztaby ludzi, profesjonalne ekipy, żeby zaoszczędzić nam kobietą czasu i zdrowia...
Następnie balsam do ciała...może dziś migdałowy, waniliowy z tej samej serii ukochałam sobie do rąk, pachnie jak deser i czasem obawiam się nawet, że przez sen wgryzę się we własna dłoń..heh ;) Teraz etap kolejny, prasowanie...mam jeszcze kawę, raczę się łyczkiem...mmm...uwielbiam kawusę:) Kiedy ciuszki są gotowe, siadam w łóżku po turecku i wyciągam cały sprzęt do tuningu- robiąc makijaż- to lubię, przerzucam kanały w tv albo oglądam film  i pracuję nad podzielnością uwagi :)) Sztuką wielką jest tuszować rzęsy i nie stracić wątku filmu, ale my kobiety mamy to we krwi....jesteśmy ideale, a co:))))
Teraz tylko buty, kurtka...perfumy- mmmm.... i komu w drogę temu czas....kiedy wszystko jest dopięte na ostatni guzik, lenistwo mija, jest ok:)) a może to kawa zaczyna działać, dodaje pędu i energii...hehe:))
Reasumując, ktoś musi pracować, by spać mógł ktoś...taka kolej rzeczy i takie życie:))

Śmigam, słodkich snów ...papapapapa