Przyznam się szczerze i bez bicia, że wczorajszy rosół gotowałam z myślą o dzisiejszej...mmm...galarecie... (jedno pitraszenie - dwa dania).
Owy "temat" biegał mi po głowie od dłuższego czasu, a że samo przygotowanie galarety trwa przysłowiową minutkę, zabrałam się o poranku do dzieła, żołądek nie sługa - czekać nie może ;)Rosół ugotowałam na 3 dużych udkach z kurczaka, 1/5 - 2 litry zimnej wody, kilka marchewek, pietruszka (korzeń i natka), seler, przypieczona na ogniu cebula...
Przyprawiam, zawsze po czasie - oby nie zmętniał: sól, pieprz w kulkach, szczypta Kucharka, kostka rosołowa - ale nie jest konieczna!
Zrób tak jak lubisz!
Dziś sprawa była już prosta, a całość trwała chwil kilka - mięso poskubałam/obrałam dość drobno (bez skóry), pokroiłam marchewkę z rosołu w kostkę, i posypałam odrobiną świeżej natki z pietruszki po całości.
Wywar/rosół - miałam 1 litr - dodałam do niego 2 listki laurowe, 5 kulek ziela angielskiego, duży ząbek czosnku przekrojony na cztery i świeżo mielony pieprz...całość chwilę pogotowałam, następnie do gorącego wywaru dodałam 2 żelatyny w proszku - według wskazań na opakowaniu, zalałam mięso, a kiedy ostygło -biegusiem cudo trafiło do lodówki:))
Galareta wyszła znakomita... pełna kolorów, klarowna, wyrazista i delikatna w smaku zarazem...polecam taki sposób, bo za jednym zamachem mamy dwa grzechu warte przepyszne dania:)
Ps. Często też warzyw z rosołu używam do zrobienia sałatki warzywnej i daję słowo, że jest ona o niebo lepsza niż taka po tradycyjnym sposobie (gotowaniu warzyw w wodzie)...często w dwie chwile powstaje coś z niczego - pyszna galareta lub miseczka sałatki na kolację :)
Dziękuję za odwiedzinki na moim blogu:)
Subskrybujcie/ Odwiedzajcie/ Zapraszam :)
Buziaki :*